Hej!
Parówki są cały czas bardzo popularnym produktem spożywczym i wielu z nas chętnie po nie sięga. Polacy je uwielbiają, bo po pierwsze - szybko się je przygotowuje (w dzisiejszych czasach, gdy żyjemy w pośpiechu, szybkie potrawy bardzo ułatwiają życie), a po drugie - co tu dużo mówić, potrafią smakować. Dzieci w pewnym wieku zaczynają sięgać po nie szczególnie chętnie, a w akademikach to towar wręcz niezbędny (studenci wiedzą, o czym mówię :D). Niestety, aby wybrać dobre parówki, sporo trzeba się naszukać - wiele opakowań kusi nazwami, hasłami i obrazkami. Dopiero później, po odwróceniu opakowania, kiedy wczytamy się w skład możemy zauważyć, jak bardzo się od siebie różnią. I jakie "kwiatki" mogą się w nich znajdować. Po pierwsze, mało mięsa, a dużo MOM, czyli mięsa oddzielonego mechanicznie. Po drugie, dodatki. Czym w ogóle jest MOM - i jakie parówki wybierać?
CZYM JEST MOM?
MOM to skrót od sformułowania mięso oddzielone mechanicznie. Pytanie, czy to w ogóle jest mięso i dlaczego jest tak często stosowane? Na drugie pytanie odpowiedź będzie dalej, natomiast czym jest MOM? Według przepisów Unii Europejskiej nie jest mięsem, lecz produktem, który został uzyskany: „przez usunięcie mięsa z tkanek przylegających do kości po odłączeniu od nich tuszy, lub tusz drobiowych, za pomocą środków mechanicznych, co prowadzi do utraty lub modyfikacji struktury włókien mięśniowych" (Rozporządzenie Nr 853/2004 Parlamentu Europejskiego i Rady z 29 kwietnia 2004 r.). Jak widzicie, to nawet nie jest mięso - a tym bardziej nie ma jego właściwości. Po oddzieleniu części zasadniczych (prawdziwe, tradycyjne mięsko), szkielety z pozostałymi resztkami po prostu przeciska się pod ciśnieniem przez cylindryczne sita i te resztki usuwa mechanicznie.
SKŁAD CHEMICZNY ORAZ WARTOŚĆ ŻYWIENIOWA MOM
Co możemy powiedzieć o jego składzie chemicznym? Mięso oddzielone
mechanicznie zawiera zdecydowanie więcej tłuszczu oraz mniej białka, niż
zwykłe mięso. Duża zawartość tłuszczu w produkcie przyspiesza utlenianie, a co się z tym wiąże - psucie surowca, ale też produktu końcowego. Jest to też cenna informacja dla rodziców - jeśli kupujecie dzieciom parówki, wybierajcie takie, które mają "prawdziwe mięso", a nie MOM. Te drugie nie będą dobrym źródłem białka, niezbędnego do wzrostu i rozwoju. Ponadto, ze względu na mniejszą trwałość, do produktów z MOM dodaje się dużo więcej dodatków, tj. konserwanty czy przeciwutleniacze. Częsty jest także dodatek polifosforanów, Są one też nawet dwukrotnie bardziej kaloryczne, niż analogiczne prodikty bez MOM. Mięso oddzielone mechanicznie cechuje się
mniejszą przydatnością technologiczną, gorszą wartością
odżywczą i większym zanieczyszczeniem
mikrobiologicznym (jest mocno rozdrobnione, więc bardziej narażone na ataki bakterii), niż mięso wykrawane ręcznie. W MOMie mogą znajdować się też kawałki chrząstek czy kości, "pozyskane" w procesie oddzielania mechanicznego (bo to w końcu maszyna, a nawet one nie są nieomylne :D).
I żeby jeszcze przybliżyć: co może wchodzić w skład MOM? Jeśli chodzi o MDOM (drobiowe), to w jego skład wchodzą m.in., grzbiety, skrzydła i
szyje. Nie można jednak używać łap oraz skóry
szyi i głowy. W przypadku innych zwierząt do
wytwarzania MOM nie wolno stosować różnego rodzaju kości,
kończyny poniżej stawu nadgarstkowego i skokowego ani ogonów. Ale przecież jak nie w MOM-ie, to skórę osobno do parówek się dorzuci, a co! Albo pasztetu!
GDZIE ZNAJDZIEMY MOM?
Albo inaczej: czego szukać, aby go nie znaleźć :D? Stosuje się je do produkcji wyrobów na bazie emulsji, a zatem wszystkich bardzo drobno zmielonych, a następnie zbitych w całość mas: pasztetów, parówek, konserw, kiełbas, dań gotowych, tj. gołąbki, krokiety, pulpety, klopsy, a także (o zgrozo) dań dla dzieci. I oczywiście do fast foodów, burgerów czy nuggetsów. Produkty, których twórcy postanowili zaoszczędzić jeszcze więcej, niż powinni, mogą wykazywać cechy takie, jak niepożądany zapach lub smak - oczywiście, jako efekt zepsucia!
No i wyjaśniło się, dlaczego tak chętnie producenci go dodają: ze względu na koszty! Ale spokojnie, od MOMu nie umrzemy. Nie ma co popadać w parajonę! Tyle tylko, że są to produkty o baaaardzo niskiej jakości i absolutnie nie mające nic wspólnego z tradycją... Zatem warto czytać etykiety i wybierać takie produkty, które tego MOMu nie zawierają. Jednocześnie będą one miały także krótsze listy składników, ponieważ dodatek polepszaczy nie będzie aż taki konieczny. Posłużę się przykładami:
2. Parówki rodzinne Morliny: mięso wieprzowe 40%, woda, mięso kurczęce 18%, mięso drobiowe oddzielone mechanicznie z kurcząt, skrobia kukurydziana modyfikowana, tłuszcz wieprzowy, sól, białko sojowe, dekstroza, aromaty, stabilizatory: difosforany (E 450), trifosforany (E 451), polifosforany (E 452), przyprawy, ekstrakty przypraw, glutaminian sodu (E 621), przeciwutleniacze: kwas izoaskorbinowy (E 315), kwas askorbinowy (E 300), askorbinian sodu (E 301), hydrolizat białka roślinnego, syrop glukozowy, ekstrakt drożdży, seler, maltodekstryna, skrobia ziemniaczana, substancja zagęszczająca guma guar (E 412), substancja konserwująca - azotyn sodu (E 250)
Jest różnica, prawda? Unikajcie nie tylko MOMu, ale wielu dodatków do żywności!
Dajcie znać czy artykuł Wam się podobał!
Buziaki,
Kats.
ze sto lat nie jadłam już parówek. ;) na studiach w sumie nigdy ich sobie nie robiłam (wolałam tosty ;p) i jedynie czasem w hot-dogach je robię. ;) i zwykle właśnie też sprawdzamy skład przed ich zakupem, bo jakoś tak odrzuca mnie od zbyt dużej ilości E. ;))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie.
Mnie od niepamiętnych czasów parówki obrzydzały. Może najadłam się w dzieciństwie za dużo zepsutego MOM-u? ;) Jedyne mięso, jakie jestem w stanie przełknąć, to to jak najmniej przerobione, chociaż nie mam nic przeciwko temu i dzięki temu mam pewność, że nie wrzucę w siebie za dużo świństw.
OdpowiedzUsuńRóżnica jest ogromna- nie ma to jak zwracać uwagę na skład produktów, które kupujemy.
OdpowiedzUsuńParówek nie tykam ( jestem wegetarianką :-) )
cieplutko pozdrawiam
Karo
ja parówek nie jem od kilku lat :p
OdpowiedzUsuńSandicious
Ja zwracam uwagę na składy produktów ale od dzieciństwa uwielbiam pasztecik robiony właśnie z MOM'u... wtedy jeszcze nikt nie robił wokół niego halo i się jadło... :D
OdpowiedzUsuńNa moim blogu trwa konkurs, zapraszam do udziału :) melodylaniella.blogspot.com
oj a kurat o MOMie dużo uczyła mnie siostra i mimo wsyztsko teraz jakoś nie mam cohoty na niego :D a można znaleźc naprawdę spoko parówki! ;D
OdpowiedzUsuńJa nie jem mięsa więc nie wypowiadam się :D
OdpowiedzUsuńNie jadam parowek, ale wiem, ze moja mama kupuje zawsze mieso pierwszej marki :)
OdpowiedzUsuńDawno już nie jadłam parówek ale staram się wybierać te najlepszej jakości, cena również jest wówczas dość wysoka.
OdpowiedzUsuńNiby parówki to ścierwo, fakt... bo mało które są w miarę zdrowe, ale... ja i tak życie oddam za BERLINKI. Uwielbiam je pomimo nie za dobrego składu ;)
OdpowiedzUsuńw ogóle ciężko jest dostać dobrą wędlinę bez syfu i do tego taką, od której się nie zbankrutuje...
OdpowiedzUsuńZawsze patrzę na skład na opakowaniu
OdpowiedzUsuń